Generał odpowiada Łukaszence. "Zajęłoby to Polsce dwie-trzy godziny"
- Nie bójmy się, bo jest to absolutnie nieuzasadnione. To tylko kupa złomu - tak gen. Waldemar Skrzypczak ocenia stan uzbrojenia białoruskiej armii po tym, jak Alaksandr Łukaszenka oznajmił, że jego kraj "przygotowuje się do wojny". Wojskowy uspokaja i podkreśla, że sprzęt Białorusi nie jest teraz w stanie nikomu zagrozić.
- Mówię o tym szczerze: "Jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny". Nie ja to wymyśliłem, ale to bardzo trafne - stwierdził Łukaszenka, którego słowa przytacza ukraińska agencja informacyjna UNIAN.
Jak dodał białoruski dyktator, "Mińsk szkoli żołnierzy, pozyskuje broń i sprzęt wojskowy, co ma zwiększyć gotowość obronną kraju". - Jeśli ktoś stamtąd (z "nieprzyjaznych krajów" - red.) marudzi i krytykuje nas, to powinniście wiedzieć, że postępujemy słusznie - stwierdził.
"Łukaszenka nie ma czym straszyć"
Były dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak w odpowiedzi na straszące zapowiedzi Łukaszenki przypomina, w jakim stanie jest obecnie wyposażenie białoruskiej armii. - Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że część sprzętu wojskowego musiał oddać armii rosyjskiej - podkreśla wojskowy. Jak mówi, było to latem 2022 roku, kiedy u Rosjan występował kryzys spowodowany zniszczeniem sporej ilości sprzętu na froncie w Ukrainie.
- Rosjanie mu ten sprzęt po prostu zabrali. Łukaszenka nie ma teraz czym straszyć. Zostało mu trochę złomu, który usprawnił, jeździ przy granicy i robi szum, jakby to była armia pancerna - podkreśla generał.
"Absolutnie nieuzasadnione"
Wojskowy podkreśla, że strach jest w tym momencie "absolutnie nieuzasadniony". - Zniszczenie tego złomu zajęłoby Polsce może dwie-trzy godziny. Nie bójmy się - uspokaja gen. Skrzypczak.
- To jest po prostu kupa złomu. Poza tym Łukaszenka nie jest w stanie w tej chwili wojska szkolić w takim rozmiarze, jak by chciał. Nie ma po prostu na czym - dodaje.
"Ten sprzęt nie jest w stanie nikomu krzywdy wyrządzić"
Gen. Skrzypczak przypomina, że sprzęt, który Rosjanie pozostawili Łukaszence, wymagał wielu napraw. - On się do walki zwyczajnie nie nadaje. Co najwyżej do renowacji - mówi wojskowy.
- Jeśli chodzi o czołgi, to nie trzeba dużo, żeby naprawić silniki. Dlatego teraz jeżdżą koło granicy. Ale naprawdę nie mamy się czego obawiać. Ten sprzęt naprawdę nie jest w stanie nikomu wyrządzić krzywdy - podsumowuje generał.
Sprawdzian gotowości bojowej
31 marca Łukaszenka przeprowadził przy granicy z Litwą inspekcję batalionu czołgowego. Anna Maria Dyner z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM) zwracała wówczas uwagę, że to "sygnalizowanie polityczno-wojskowe wobec sąsiadów". - Przesmyk Suwalski to bardzo wdzięczny obiekt do straszenia - zaznaczała w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
Białoruskie manewry
We wtorek siły zbrojne Białorusi rozpoczęły natomiast manewry w regionach graniczących z Ukrainą oraz Litwą i Polską - poinformowało na Telegramie białoruskie ministerstwo obrony, cytowane przez agencję Reutera.
Trzydniowe ćwiczenia w obwodach homelskim i grodzieńskim mają na celu - według zapowiedzi Białorusi - przeszkolenie oficerów i żołnierzy w obronie obwodów oraz w postępowaniu w razie wprowadzenia stanu wojennego.
Analityczka podkreślała jednak, że mimo iż jest to newralgiczny odcinek, nie jest go łatwo zaatakować ze względów geograficznych, takich jak lasy i ukształtowanie terenu. Ponadto w pobliżu zgromadzone są siły sojusznicze - zarówno na Litwie, jak i w Polsce. - Dlatego też raczej traktowałabym dywagacje Łukaszenki jako wysyłanie gróźb, oddziaływanie na opinię publiczną - mówiła.
Dyner zwróciła też uwagę, że od 11 marca na Białorusi trwa kolejny kompleksowy sprawdzian gotowości bojowej. Łukaszenka wykorzystał ten czas, aby udać się na granicę z Litwą, gdzie przeprowadził propagandową inspekcję batalionu czołgowego.